Oczekiwania

Myślę nad tym, ile można od siebie wymagać.
Ile można od świata oczekiwać.
Czy to tylko lęk przed brakiem,
czy może moc z możliwości?

Zauważam, że „wymagać” i „oczekiwać”
to dwa zupełnie inne kierunki.

Wymagam od siebie — kiedy wiem, że mogę.
Nie dlatego, że powinienem,
ale dlatego, że czuję w sobie sprawczość [1].
Wtedy wymaganie staje się bezwysiłkowe,
bilansuje siłę, którą wydatkuję
na to, co naprawdę mnie bawi.

Oczekiwanie to coś innego.
To moment, gdy oddaję własną moc w ręce świata.
Jakby świat miał obowiązek
spełniać moje wyobrażenia.
Jakbym mówił:
„Posiadam wykształcenie, więc należy mi się szacunek.”

Może właśnie oczekiwanie zaczyna się tam,
gdzie znika zaufanie do rzeczywistości [2].

Im wyższy status, tym większe oczekiwanie.
„Jestem bogaty – należy mi się uznanie.”
„Jestem mądry – należy mi się racja.”
Ale to iluzja, nie prawo natury.
Świat nie odpowiada na nasze oczekiwania.

Tymczasem to właśnie wtedy,
gdy nie potrzebuję statusu,
żyję spokojniej.
Nie muszę potwierdzać tego,
co jest lub nie jest faktem.
Jeśli nie wiem, jakie jest moje faktyczne miejsce,
łapczywie szukam potwierdzenia
w spojrzeniach innych.

Kiedy rano wstaję i idę do kuchni,
nie mam nadziei, że znajdę tam kawę.
Nie oczekuję jej.
Po prostu wiem, że tam jest i po nią idę.

Podobnie w pracy,
nie oczekuję, że mail przyniesie ulgę,
ani że nowy projekt da sens wszystkiemu.
Siadam, piszę, działam,
jakbym już był w miejscu,
do którego wciąż będę zmierzać [3].

Nie oczekuję też, że ktoś w sieci mnie zrozumie.
Ludzie mają swoje światy, swoje mikrokosmosy.
A jednak, gdy piszę, coś się otwiera,
jak rozmowa z wewnętrzną rodziną,
która milczy, ale słucha.

Bez oczekiwań żyje się lżej.
Nie ma tego łakomego pożądania.
Gdy biorę w czymś udział,
a nie wygram, nie czuję zawodu.
Radość z przebytej drogi wystarczy.
Uśmiech i spokój cieszą najbardziej.
Może właśnie one są prawdziwym zwycięstwem.


Kącik naukowy

[1]
Edward Deci i Richard Ryan (1985) opracowali teorię autodeterminacji, według której najwyższą motywację daje działanie z wewnętrznej ciekawości i sensu — nie pod presją czy dla nagrody.
Kiedy działamy z autonomii, rośnie dobrostan, wytrwałość i satysfakcja z pracy.
To właśnie ten stan, w którym „wymagam, bo wiem, że mogę”.
↑ powrót

[2]
Melvin Lerner (1980) opisał tzw. „hipotezę sprawiedliwego świata” — przekonanie, że ludzie dostają to, na co zasłużyli.
To myślenie pozwala utrzymać poczucie kontroli, ale gdy rzeczywistość nie współgra z oczekiwaniami, rodzi rozczarowanie, złość lub potrzebę szukania winnych.
Brak oczekiwań wobec świata to nie bierność — to zaufanie, że rzeczy dzieją się zgodnie z porządkiem, nie z naszym planem.
↑ powrót

[3]
Albert Bandura (1997) wprowadził pojęcie self-efficacy — poczucia własnej skuteczności.
Ludzie, którzy wierzą w swoją sprawczość, nie czekają na potwierdzenie z zewnątrz.
Nie oczekują sukcesu, ale po prostu działają — wiedząc, że mogą spróbować.
To stan, w którym działanie samo w sobie jest źródłem spokoju i sensu.
↑ powrót


Pytanie do Ciebie

Czy możesz iść po swoje bez nadziei, bez lęku i bez oczekiwań?
Czy możesz ufać (wiedzieć), że to, co ma się wydarzyć, po prostu już na nas czeka tak jak kawa w kuchni o poranku?
Czy też „ubolewasz” nad brakiem słowa, które określa ten stan „przekonania”? Czy ufasz ziemi, że Cię uniesie? Wiesz, że Cię uniesie. Jednak pewnego dnia już Cię nie będzie unosić. To jednak ta „pewność” nie jest tak pewna?