
Głos, który pojawia się nagle,
innym razem kiełkuje powoli.
Głos, który mówi: ta folia w lesie to nie moja sprawa;
jedno piwo to przecież dla zdrowia;
nikt nie zauważy, że odpuściłeś.
I faktycznie — nikt nie zauważy.
Poza mną.
Ten głos po cichu podkopuje coś najważniejszego.
Wiarę w siebie.
Wiarę sobie.
Remedium jest dyscyplina.
Nie w momencie spektakularnych decyzji,
ale tam, gdzie nikt nie klaska.
Bo każda taka chwila to jak cegła, mała, pozornie bez znaczenia,
ale z czasem z tych cegieł rośnie dom.
Dom, w którym można spokojnie mieszkać sam ze sobą.
Ten dom budowany jest z małych cegieł,
od drobnych zmian zależy, czy cegieł ubywa, czy przybywa.
I nawet jeśli czasem dzień sypie się w drobny pył — dom wciąż stoi,
bo fundamenty są z decyzji, a nie z nastrojów.
Sokrates mówił, że nikt nie czyni zła świadomie —
że jeśli człowiek robi coś, co mu szkodzi,
to dlatego, że wydaje mu się, że to dobre.
Może więc warto spojrzeć na swoje impulsy szerzej —
poskromić szept lenistwa, który potrafi przerodzić się w niszczącą dom burzę;
zaufać swoim głębokim przekonaniom
i przy udziale konsekwencji budować od nowa.
Wtedy dyscyplina to nie narzędzie do ujarzmienia siebie,
tylko sposób na powrót do tego, kim chcemy być.
Nie kara, tylko troska o przyszłego siebie.
Czasem myślę, że to trochę jak z ćwiczeniem żonglowania,
bo życie rzadko jest statyczne.
Piłka wypada wiele razy, ale z czasem coraz rzadziej.
I może właśnie o to chodzi w dyscyplinie —
nie o żelazną wolę, ale o odruch szybkiego powrotu do prawdziwego siebie [1].
Kiedy robię to, co zaplanowałem,
świat nie musi być już tak przewidywalny —
wystarczy, że ja jestem spójny.
To daje coś w rodzaju cichego spokoju:
wiem, że mogę na siebie liczyć.
I to „mogę na siebie liczyć” staje się mięśniem,
który z czasem dźwiga coraz więcej, coraz lżej.
Znam te stany, te uczucia:
Rano planowałem trening,
a zamiast niego wybierałem ekran.
Po tygodniu czułem ciężar,
po miesiącu złość,
po roku — obcość we własnym ciele.
Te dni w związku, w których wygodniej milczeć.
Zamiast rozmowy — przewijam telefon.
Zamiast czułości — uciekam w ironię.
Brak dyscypliny w słuchaniu sprawia,
że miłość nie znika nagle — tylko cichnie [2].
No i praca, w której brakowało sensu.
Obiecywałem sobie, że „jutro zrobię to jak należy”,
ale jutro wyglądało tak samo.
Brak małych kroków zabierał nie tylko efekty,
ale też poczucie kierunku.
Finanse, które przeciekały przez drobne decyzje.
Piwo, zakupy z impulsu, „to tylko raz” —
aż przychodził stres i wstyd.
I te chwile, kiedy zbyt często nie dotrzymywałem własnych słów.
Coś we mnie wtedy pękało.
Nie spektakularnie — po cichu.
Znikało to, co najważniejsze:
poczucie, że jestem kimś, kto ma władzę nad sobą.
Zaufanie do siebie to moment, gdy patrzę w lustro
i nie odwracam wzroku.
Wydaję sąd, przed którym się nie uchylam.
Nawet jeśli upadłem, to wiem, że szczerze próbuję.
Ten sąd nie potrzebuje świadków.
Może więc dyscyplina to nie sztywność, ale zaufanie.
Zaufanie, że to, co dziś robię, będzie służyć.
A może dyscyplina to też inna forma miłości?
Taka, która nie potrzebuje słów,
tylko obecności,
cierpliwości
i cichego „zrobię to”,
powtarzanego dzień po dniu.
Kącik naukowy
[1]
Badania nad zakrętem obręczy (cingulate cortex) pokazują, że ta część mózgu aktywuje się, gdy coś idzie nie po naszej myśli — dosłownie „woła” resztę mózgu o korektę działania.
To tam rodzi się biologiczny mechanizm powrotu — swoisty mięsień samoregulacji.
Naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtońskiego i Pittsburgha (2004) potwierdzili, że zakręt obręczy uczestniczy w procesie rozpoznawania błędów i inicjowania poprawy zachowania.
↑ powrót
[2]
W klasycznym eksperymencie z piankami (Walter Mischel, Stanford University, 1960s) dzieci, które potrafiły odroczyć nagrodę, w dorosłości częściej osiągały stabilność i satysfakcję.
Nowsze badania wykazały jednak, że kluczowym czynnikiem nie była sama siła woli, lecz zaufanie do osoby składającej obietnicę — jeśli dziecko wierzyło, że druga pianka faktycznie się pojawi, potrafiło czekać.
To oznacza, że zdolność do samokontroli rośnie tam, gdzie istnieje poczucie bezpieczeństwa i wiary w siebie.
↑ powrót
Pytanie do Ciebie
Zauważ, jak czujesz się, gdy zrobisz coś, co będzie Ci służyć w długim terminie.
Czy warto wracać do tego uczucia?





