Lojalność wobec wartości

Lojalność nie liczy zysków i strat.
Nie robi tabelki.
Ona mówi tylko:
„tak jest właściwie”.

Patrząc z boku lojalność
często nie jest spektakularna,
a za to bywa bardzo kosztowna.
Jak bardzo?
Czy mogę naprawdę policzyć jej koszty?
Może nie — może właśnie dlatego jest bezcenna
[1].

Jeśli wiem, kim jestem, to potem łatwiej zrobić coś, co wygląda jak odwaga
[2].
Może nie dlatego, że jestem silny, ale dlatego, że w środku czuję prostą linię,
której nie chcę przekroczyć.
Może więc odwaga nie musi być aktem siły.
Czasem jest tylko konsekwencją — naturalnym następstwem tego, co czuję.

W filmie Ukryte życie postawa głównego bohatera miała w sobie właśnie to:
lojalność wobec własnych wartości.
Nie chodziło o heroizm.
Raczej o coś cichego — o wybór, który człowiek podejmuje,
bo nie widzi innej możliwości.
I wtedy, paradoksalnie, wszystko staje się jasne.
Nie łatwe.
Jasne.

W codziennym życiu ta lojalność to zwykle drobne sprawy.
To moment, w którym mówię „nie” pracy,
która da dochód, ale odbiera spokój.
Gdy nie śmieję się z żartu,
który nie jest w moim stylu.
Albo przeciwnie — kiedy się śmieję,
bo akurat mam na to ochotę.
Codzienne sprawdziany:
gdy odmawiam przysługi,
której nikt nie nazwie nadużyciem —
poza moją intuicją, która cicho mówi:
„to już za dużo”.

Ale żeby być lojalnym wobec wartości,
trzeba najpierw zobaczyć, czym one dla mnie naprawdę są.
Czy podjąć decyzję, która nie jest moja,
i żyć z jej konsekwencjami?
To, co jest „nasze”,
czasem naprawdę może być rozmyte.
Wyprane przez cudze oczekiwania,
usprawiedliwione logiką „wszyscy tak robią”,
przykryte wygodą albo strachem
przed byciem tym, który odstaje.

Znam to uczucie:
myślę, że coś jest moje,
ale gdy dotknę tego bliżej,
czuję, że to tylko miraż —
pożyczona myśl, odziedziczony lęk
[3],
odruch, a nie prawda.

Lojalność wobec wartości zaczyna się chyba tam,
gdzie kończy się zgoda na takie rozmycie.
Gdzie człowiek zadaje sobie spokojne pytanie:
„czy naprawdę chcę tak postąpić… czy tylko boję się zrobić inaczej?”

I gdzieś w tle pojawia się to trudne pytanie:
czy istnieje granica, której nie przekroczyłbym nawet dla dobra najbliższych?
Czy każdy ma taką swoją „przysięgę”, której nie potrafiłby podpisać?
Czy lojalność wobec własnych wartości bywa formą odwagi,
która czasem wygląda jak egoizm?
Bo bywa, że dokładnie tak jest odbierana.

Wszystko płynie
[4].
Jak być lojalnym wobec czegoś stałego,
jeśli wszystko się zmienia?
Czy lojalność wobec wartości oznacza trwanie… czy aktualizowanie?
Gdy się zmieniam, widzę, że czasem próbuję trwać przy jakiejś „wartości”
tylko dlatego, że boję się zmiany.
A wtedy to nie wartość — tylko mechanizm obronny
przebrany za wartość.

Czy to, że nie muszę decydować w sprawie życia i śmierci,
nie usypia mojej czujności?
Dziś to nie wielkie wybory.
Nie wojna sumienia.
Tylko jedno małe „tak”,
i jedno małe „nie”,
powiedziane w zgodzie z tym,
co naprawdę we mnie żyje.

Kącik naukowy

[1] Badania psychologii społecznej (m.in. Cialdini, 2001) pokazują, że ludzie rzadko są świadomi faktycznych kosztów swoich wartości. Presja normatywna sprawia, że zaniżamy cenę dopasowania, a zawyżamy cenę sprzeciwu — choć realne konsekwencje często są odwrotne. ↑ powrót

[2] W psychologii tożsamości James Marcia (1966) wykazał, że jasność własnej tożsamości zwiększa skłonność do decyzji zgodnych z wartościami. Im bardziej wiemy, kim jesteśmy, tym mniej podatni jesteśmy na konformizm. ↑ powrót

[3] Internalizacja norm — proces opisany przez Freuda i późniejszych badaczy — polega na przyjmowaniu cudzych zasad jako „własnych”. Część naszych przekonań to nie wartości, lecz przejęte lęki, które czujemy jak swoje. ↑ powrót

[4] Heraklit z Efezu twierdził, że „wszystko płynie” (panta rhei), co dziś często interpretuje się jako opis naturalnej zmienności człowieka. Psychologia rozwojowa potwierdza tę intuicję: nasze wartości zmieniają się wraz z doświadczeniem i etapem życia. ↑ powrót

Pytanie do Ciebie

A Ty — wobec czego dziś jesteś naprawdę lojalny?