
Widzę ludzi, którzy gonią.
Każdy ruch napięty, każdy krok wyznaczony.
Jakby tańczyli,
ale według strzałki pokazywanej przez nawigację.
To już nie taniec,
to procedura.
Ciało porusza się poprawnie,
ale czy grana jest też moja muzyka [1]?
Dziecko tymczasem stoi nad rzeką.
Wraca do tej najprostszej gry.
Patyk w dłoni, lekki rzut.
Fascynacja, jak nurt niesie go gdzie chce.
Nie ma punktów do osiągnięcia.
Nie ma drogi do przejechania.
Jest tylko zdziwienie.
Takie, którego nawet nie sposób opisać.
Chęć zawołania: „zobacz, zobacz”.
A ja wtedy patrzę i widzę.
Mężczyzna, który mało mówi,
bywa uznawany za bardziej pociągającego.
Ale czy to nie tylko wrażenie narzucone przez kino?
Może po prostu nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
Czasami przecież warto powiedzieć coś głupiego,
żeby sprowokować wybicie się
z traktowania wszystkiego zbyt poważnie.
Zabawa zaczyna się dopiero przy dozie spontaniczności.
Krzywy krok w tańcu prowokuje uśmiech partnerki.
Wejście w czyjąś rozmowę przy stole
powoduje nawiązanie nowej konwersacji.
Ba, nawet wylanie kawy na czyjąś marynarkę
może być przełamaniem bariery „muru dorosłego”.
Zabawa zaczyna się dopiero tam,
gdzie pozwalam sobie się pomylić,
gdzie patyk płynie, jak chce,
a droga nie jest podyktowana starą trasą [2].
Goniąc nie jesteśmy w zabawie.
Czy nie brakuje nam tego dziecięcego flow [3]?
Widziałem mema: „dorośli mają dzieci, by znów móc się bawić”.
I coś w tym jest.
W obecności dzieci staję się jak one.
Skaczę na trampolinie,
nie myśląc, czy to wypada.
Dzieci lubią, gdy dzieje się coś ciekawego.
Rutyna ich nie interesuje.
Bo to, co już znają,
nie jest ciekawe.
Jako dorośli próbujemy nazwać „ciekawym”
nowy poziom w dobrze znanej grze.
Ale to wciąż ta sama gra,
z wynikami, których się spodziewamy.
Jednak odstępstwa od tych wyników
powodują dyskomfort.
„Poważny to odpowiedzialny.”
Zamiast być obecnym, staramy się wyglądać na ogarniętych.
Kiedyś przeszkadzały mi zwisające nad chodnikiem gałęzie wierzby.
Opadały nisko — idąc, musiałem się schylać.
Pewnego dnia zobaczyłem dziewczynkę wracającą ze szkoły.
Zamiast je omijać, chwyciła je w dłoń
i zaczęła machać nad sobą, jakby miała zielony parasol.
Od tamtej pory, przechodząc tamtędy,
zawsze myślę o tamtej jej obecności.
Huśtawka, zjeżdżalnia, drabinki —
plac zabaw jest dla każdego.
Jeśli robimy coś z pewnością siebie
i uśmiechem na twarzy,
ludzie i tak zobaczą w nas dorosłych.
Tyle że takich, którzy jeszcze pamiętają,
jak to jest mieć frajdę z bycia,
z bycia w zabawie.
Kącik naukowy
[1]
Badania EEG pokazują, że różne rytmy fal mózgowych odpowiadają za odmienne stany umysłu.
U dzieci dominują fale theta (4–8 Hz) i alpha (8–12 Hz), które sprzyjają wyobraźni, ciekawości i spontaniczności (Matousek & Petersen, 1973; Clarke et al., 2001).
Z wiekiem rytm przesuwa się ku falom beta (12–30 Hz), typowym dla koncentracji i kontroli. ↑ powrót
[2]
Zdrowe funkcjonowanie dorosłego mózgu polega nie na dominacji jednego rytmu, lecz na umiejętności płynnego przełączania się między stanami beta, alpha i theta (Başar et al., 1999).
To właśnie zdolność „zmiany kanału” pozwala wracać do swobody i zabawy, kiedy sytuacja tego wymaga.
↑ powrót
[3]
Badania nad twórczością i tzw. stanem flow pokazują, że fale theta i alpha pojawiają się także u dorosłych w czasie improwizacji, tańca, sportu czy medytacji (Fink & Benedek, 2014; Katahira et al., 2018; Lagopoulos et al., 2009).
W tych chwilach ciało i umysł działają jak jedno — bez oceny, bez pośpiechu, w czystym przepływie.
To naukowe potwierdzenie, że „dziecięce flow” nie znika — tylko czeka, aż pozwolimy mu wrócić.
↑ powrót
Pytanie do Ciebie
Kiedy ostatni raz poczułeś, że Twoje ciało i umysł weszły w tryb zabawy? Czy pamiętasz chwilę, w której krzywy krok przebił „mur dorosłego”?





