Sygnały

Ciało nie kłamie.
Nie mówi słowami,
ale daje znaki[1].

Czasem je lekceważę,
bo mam wrażenie, że wiem lepiej.
I dopiero kiedy dostaję surowy mandat
— coś we mnie mięknie.

Wtedy zaczynam rozumieć:
to nie reguły dla samych reguł.
To prawo świata roślin i zwierząt,
do którego też należę.

Kiedy pot spływa mi po plecach,
a oddech robi się krótszy niż zwykle —
często to nie upał.
To po prostu: za dużo, za szybko, za ciasno.

Kiedy serce przyspiesza bez wyraźnego powodu,
jakby goniło jakiś niewidzialny deadline —
czuję ten nagły strzał lęku.
I widzę, że to nie zwykły stres,
ale wołanie, które próbuję zagłuszyć
kolejnym złym nawykiem.

Kiedy dłoń zaciska mi się na kierownicy,
a oddech więźnie w gardle —
to nie tylko gniew na ulicy.
Częściej to przypomnienie: puść.
Nie wszystko musi zależeć ode mnie.

Coraz częściej myślę, że każdy z takich sygnałów
jest jak małe światło ostrzegawcze.
Nie po to, żeby mnie straszyć, ale przypominać,
a moje ciało wie szybciej niż ja[2].
I jeśli je usłyszę —
może uchronić mnie przed tym, co dopiero miało nadejść.

Ale wiem też, że każdy znak ma swoją granicę.
Ciało daje szept,
a ja czasem robię z niego echo,
które odbija się we mnie bez końca[3].

Uczę się więc rozróżniać.

Kiedy serce przyspiesza,
a ja położę dłoń na klatce piersiowej
and wezmę głębszy oddech —
czuję, jak rytm powoli się uspokaja.
To był sygnał.
Ciało mówiło: zauważ mnie.
I kiedy zauważyłem — puściło.

Ale jeśli zaczynam sprawdzać je co chwilę,
liczyć, porównywać,
tworzyć czarne scenariusze —
to już nie ciało.
To ja sam rozpętuję sztorm[4].

Tak samo z bólem karku.
Kiedy wstanę, poruszę ramionami,
spojrzę w dal przez okno —
ból słabnie.
To był prosty sygnał.

Ale jeśli zacznę się go bać,
czytać w internecie,
dokładać lęk do napięcia —
ból rośnie.
Nie dlatego, że ciało woła,
ale dlatego, że mój strach
karmi go narracją[5].

Zaczynam rozumieć:
prawdziwy sygnał przynosi ulgę,
gdy na niego odpowiem.
Echo natomiast nie znika,
bo karmi się moją uwagą.

I z czasem widzę,
że podobnie jest z moim wnętrzem.
Wątpliwość nie zawsze jest słabością.
Czasem to delikatne stuknięcie w drzwi:
sprawdź jeszcze raz.

A pewność nie zawsze jest pychą.
Czasem jest jak spokojny oddech,
który mówi: możesz iść dalej.

Może więc tak jak informacje z ciała,
tak samo wątpliwość i pewność
są sygnałami, które mogę usłyszeć —
o ile nie zamienię ich w echo,
które zaczyna żyć własnym życiem.


Kącik naukowy

[1] Układ nerwowy wysyła sygnały zanim świadoma część mózgu zdąży je zinterpretować. Badania Benjamina Libeta już w latach 80. pokazały, że ciało reaguje ułamki sekund przed świadomą decyzją człowieka. To dlatego wiele „przeczuć” zaczyna się fizycznie. ↑ powrót

[2] Przyspieszone tętno, spłycony oddech i napięcie mięśni to naturalna reakcja osi stresu HPA (podwzgórze–przysadka–nadnercza). Najczęściej pojawia się jeszcze zanim uświadomimy sobie emocję — to automatyczna część biologii przetrwania. ↑ powrót

[3] „Echo” to dobre słowo dla zjawiska zwanego w psychologii „katastrofizacją”. Mózg powtarza sygnał, wzmacnia go i tworzy kolejne myśli, które zwiększają pobudzenie — mimo że pierwotny bodziec był niewielki. ↑ powrót

[4] Nadmierne monitorowanie ciała (tzw. hiperczujność interoceptywna) nasila objawy — serce bije szybciej, bo je obserwujemy, a nie dlatego, że „coś jest nie tak”. To mechanizm potwierdzony w badaniach nad lękiem panicznym. ↑ powrót

[5] Ból jest wzmacniany przez czynniki poznawcze: lęk, przewidywanie zagrożenia i szukanie informacji zwiększają pobudzenie ciała migdałowatego, co z kolei potęguje doznania bólowe. Dlatego ta sama dolegliwość może być odczuwana zupełnie inaczej w zależności od narracji. ↑ powrót

Pytanie do Ciebie

Czy zauważasz pod iloma warstwami szumu ukryte są prawdziwe sygnały?